Gdy El Dupa weszła na rynek, to KNŻ nas nienawidził
„Angażowanie się w rozwój jednego projektu oznacza brak płodności twórczej. Mnie rozpiera energia i zawsze chciałem robić bardzo dużo różnych rzeczy.” Dla Video Brothers Music z Krzysztofem Radzimskim (Dr Yry) rozmawia Jacek Stasiak (Music Insider).
Przy obecnym kulcie perfekcjonizmu można nadal zrobić karierę muzyczną, żyjąc jak rockandrollowiec i nie przejmować się niczym?
Może się wydawać, że starzy wyjadacze radzą sobie na rynku. Wierni fani kupią płytę, przyjdą na koncert, ale, jak widać, w czasach po pandemii, nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Słuchacze muzyki nie chcą już tak chętnie przeznaczać na ten cel pieniędzy. Moi koledzy po fachu wydali na szybko płyty, by się odkuć, a okazało się, że miały one mniej nabywców niż ich grupy fanowskie na Facebooku. Każdemu teraz jest ciężko, niezależnie czy jesteś młodym rockandrollowcem, czy doświadczonym muzykiem.
Jesteś na scenie wiele lat. Znalazłeś chwilę czasu, by zliczyć, w ilu projektach uczestniczyłeś?
Kiedyś to nawet je wszystkie wypisywałem na stronie. Trudno mi jednak podać dokładną liczbę. Bywało tak, że spotykaliśmy się z kumplami, nagrywaliśmy kasetę
w domowych warunkach, graliśmy jeden koncert i grupa znikała. Gdybym takie też zliczał, to byłoby ich co najmniej… multum (śmiech). Biorąc pod uwagę zespoły bardziej aktywne koncertowo, to było ich paręnaście.
Dlaczego nie skupiłeś się na jednej grupie, by poświęcić się jej w stu procentach?
Angażowanie się w taki sposób oznacza brak płodności twórczej. Mnie rozpiera energia i zawsze chciałem robić bardzo dużo różnych rzeczy. Gdybym wliczał jeszcze wszystkie pomysły, które nigdy nie zaistniały oraz zespoły, które nigdy nie nagrały piosenki lub ich przygoda kończyła się na próbach, to tego wszystkiego byłoby dużo więcej. Skupienie się na jednym projekcie jest najlepsze wtedy, jeśli chcesz się w to w pełni zaangażować i zacząć żyć z muzyki. Kazik miał już z tym problem, a dokładnie muzycy, którzy tworzą z nim różne projekty. Gdy El Dupa weszła na rynek, to KNŻ nas nienawidził. Odebraliśmy im połowę koncertów, czyli możliwość pracy. To byli moi idole i gdybym miał świadomość, że tak to wszystko się potoczy, to bym nie zaczynał tego projektu. Następnie powstała grupa Buldog, która była dla nas „konkurencją”. Zawsze był z tego galimatias.
Która grupa była najważniejsza?
Każda była zupełnie inna i wszystkie nagrane płyty się różnią. Z każdego etapu jestem dumny. Nic, co robiliśmy, nie było pod publikę i robiliśmy wszystko, co przyszło nam do głowy. Nigdy nie pisaliśmy piosenki pod singiel. Zawsze graliśmy muzykę, którą da się zamknąć w haśle „szeroko pojmowany rock”. Mogę za to wybrać utwór, z którego jestem najbardziej dumny. A jest nim „Moherowy ninja”. Piosenka, która nie była nigdzie promowana, została zauważona przez dziennikarzy Trójki i wspięła się na szczyt listy. Dodatkowo długo męczyłem się nad tym tekstem i tradycyjnie z pomocą przyszła mi wanna.
Bo to właśnie w wannie napisałeś wszystkie teksty.
Może nie wszystkie, ale jeśli jest ciśnienie lub termin nagrywania zbliża się wielkimi krokami, to kładę się w wannie i piszę.
Kto pisze najlepsze teksty w Polsce?
Kilka osób się znajdzie. Na pewno Budyń, Deriglasoff, Nosowska, Pablopavo, Spięty, Zacier, Kuba Sienkiewicz. Pozwól, że będę chwalił osoby z własnego grona.
Jak twoje teksty są odbierane przez fanów?
Nigdy nie zwracałem na to uwagi, ponieważ nigdy nie wylał się na mnie hejt, jak to było w przypadku Kazika, który – według fanów – zaczął pisać prościej. Jak to było w utworze „Maria ma syna”, gdzie w refrenie kilkukrotnie są powtórzenia. Wylało się na niego wtedy wiadro pomyj w internecie. Najważniejsze to się nie przejmować takimi wpisami.
Doświadczeni muzycy, tacy jak ty, wciąż słuchają muzyki dla przyjemności?
Ja tak. Teraz jestem na etapie odkrywania nowej muzyki. Wcześniej, gdy jeździłem samochodem, słuchałem tych samych płyt. W moim odtwarzaczu na zmianę leciał Eläkeläiset, Iggy Pop, coś Kultu, w ramach przypomnienia utworów przed trasą oraz ścieżki dźwiękowe z „Ojca Chrzestnego” czy „Pulp Fiction”,. Postanowiłem przestawić się na radio i zacząłem odkrywać nowych artystów. Od Jarema Stępowskiego po Anię Rusowicz. A jeszcze młodszych szukam na Spotify czy YouTube.
Pamiętasz pierwszy koncert, na którym byłeś pod sceną?
Nie licząc szkolnych, to wydaje mi się, że był to Kazik na Żywo w Hadesie lub Biohazard w Stodole w ’91 lub ’92 roku. Pamiętam ten klimat w Hadesie: gorąco i duszno. Ludzie bledli, pot lał się z sufitu, koszule mokre – zero klimatyzacji, ale za to duże pomieszczenia.
Gdyby nie twoje ścięgno Achillesa, byłbyś zawodowym koszykarzem?
Może nie aż tak, ale kiedyś grałem dużo. Ścięgno zepsułem sobie dopiero rok temu. Zawsze byłem za mało odważny. Jak już przyszło co do czego, bałem się wejść gdzieś tam na wyższy level, czy mocniej potrenować, wziąć się bardziej za to. Grałem raczej na amatorskim poziomie.
Trenowałeś w klubie?
Głównie w liceum. Tam była największa gra. Mieliśmy niezłą paczkę i trenera z Polonii Warszawa. Doszliśmy do wojewódzkich finałów. Nie udało się do ogólnopolskich, ale to była niezła zabawa. Potem z tatą założyliśmy amatorską ligę koszykówki, która przetrwała od ’96 roku. Definitywnie wycofaliśmy się dwa lata temu, ale kolega dalej to prowadzi. Tam grało już dużo (60-70) dobrych drużyn. Kiedy już założyliśmy ligę, skupiłem się na graniu amatorskim. Chyba jakoś spoko grałem. Zawodowcem raczej bym nie był. Nie mam jakoś takiego etosu pracy, żeby pięć dni w tygodniu trenować w sali.
Zdarza ci się też pojawiać na boiskach piłkarskich jako kibic. Jesteś kibicem Połczyna Zdrój?
Tak, przeprowadziliśmy się tutaj i stwierdziliśmy, że aktywnie zaangażujemy się w kibicowanie. Praktycznie sami znajomi przychodzą na mecz. Jako uznany muzyk zostałem oddelegowany do zaszczytnej roli bębniarza. Czasami nawet prowadzę doping. Awansowaliśmy do czwartej ligi. Zdarzają się również mecze podwyższonego ryzyka, gdy przyjeżdża Gwardia Koszalin. Gwardia ma spinkę z Połczynem. Kiedyś, 20 lat temu, jakaś bitka była i teraz sobie to pamiętają.
Stworzyłeś już hymn dla KS Pogoń Połczyn-Zdrój?
Jeszcze nie. Niestety w domowych pieleszach nie mam jeszcze takich możliwości. Musimy najpierw z chłopakami napisać wspólnie tekst. Nie jestem tu na tyle długo, żeby znać fajne niuanse, które dodadzą coś do tekstu oprócz suchych faktów.
Jak sobie wyobrażasz tę pieśń?
Ja to chyba nie umiem napisać w pełni poważnego tekstu. Nigdy to się nie wydarzyło. To jest tak, jak z Tymonem, który mówił, że jego zawsze strofowali. Na temat Tymańskiego pojawiały się takie komentarze: „Piszesz kuźwa zajebiste piosenki, pięknie jedzie – radiówka, a tu nagle pojawia się dwumetrowiec z wąsami i pierdolnął w drzewo trabantem, no jak to tak, no nie będzie przebojem”.
W internecie można wyczytać o kłótni z Bartoszem Walaszkiem. Jakie są kulisy tej sprawy?
To jest strasznie głupia historia, szczenięca właściwie, i głównie z mojej winy. To było tak, że jeden coś palnął, drugi coś palnął w sieci i tak naprawdę o tym nie gadaliśmy, więc na tym polegało to skłócenie. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo musiałbym kilka osób dodatkowo skompromitować, pisząc przez kogo to się wydarzyło, a nie chcę.
Marzyła ci się kariera filmowca?
Nikt nie myślał, że to, co wtedy robiliśmy, może gdzieś wyjść. My raczej robiliśmy to, żeby puścić kolegom na podwórku. Szokiem było dla nas, gdy w podstawówce pani od rosyjskiego, zamiast lekcji, brała nas do świetlicy i mówiła, żebyśmy puszczali te swoje filmy. Kolejnym szokiem było to, że gdy jechaliśmy gdzieś na koncert, to okazywało się, że nasze produkcje były tam przed nami. Kiedyś nawet próbowałem odnaleźć jedną z moich kaset, bo oczywiście wszystko rozpożyczone i się okazało, że kolega koledze pożyczył i tak drogą pantoflową przez Poznań, Szczecin, Gdańsk wróciła do mnie. Wychodzi na to, że coś komuś pożyczyłem i wróciło do mnie przez całą Polskę. Potem, gdy przyszła era YouTube, to ruszyło już lawinowo.
Postanowiliście pójść za ciosem i realizować kolejne materiały.
Połechtani pierwszymi sukcesami, zaczęliśmy robić bardziej ambitne rzeczy. Zaczęło się od „Bułgarskiego pocisku”. Kiedy chodziliśmy na festiwale amatorskie, to wygrywaliśmy z warsztatem naszym absurdem i luzem. U nas wszystko było z niedoróbek technicznych, nieudanych tekstów, ujęć czy wypadnięcia rekwizytu. To wszystko było umieszczone w filmie i zdobywaliśmy tym przewagę. Ku przerażeniu jury, zawsze wygrywaliśmy nagrodę publiczności. Pamiętam, jak na jednym z festiwali Jan Machulski był szefem jury. Swoje prace prezentowała tam większość jego uczniów, a my pokazaliśmy “Bułgarski pocisk” i srogo zagraliśmy profesjonalnym artystom na nosie – zgarnęliśmy nagrodę. Wiadomo, niektóre rzeczy się kończą, niektóre zaczynają. W późniejszym czasie Bartek zaczął odnosić coraz większe sukcesy. Poznał się z Piotrkiem Połaciem, tworzyli własne produkcje. A z naszej współpracy z Bartkiem pozostało ponad 140 odcinków serii „Pod Gradobiciem Pytań”.
To był kontrowersyjny format. Czy polscy celebryci mają dystans do siebie?
Na pewno duża część z tych osób go nie ma. Kilka osób faktycznie się na nas obraziło, głównie raperzy. Pamiętam taki przypadek z Tede, który nawet do nas zatelefonował, że mamy zdjąć to z anteny i straszył nas swoją mamą, która jest prawnikiem. My, jak zawsze w takich przypadkach, odsyłaliśmy do 4Fun.tv. Czasem mieliśmy świadomość, że przekraczamy pewne granice. Tak jak w przypadku Analmuel Policjadebet, gdzie dopuściliśmy się kilku niewybrednych żartów. To był jedyny odcinek, którym zainteresowała się Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.
Chciałbyś kontynuować teraz tę serię?
To była świetna zabawa. Na szybko wymyślaliśmy kolejne odcinki i je realizowaliśmy. Teraz jest jeszcze więcej contentu i co chwilę wyskakują nowe twarze, więc na pewno nie brakowałoby nam pomysłu na kontynuację.
Dzięki za rozmowę!
Dziękuję.
KRZYSZTOF RADZIMSKI
(ur. 18.10.1977 w Warszawie)
Wokalista, muzyk i kompozytor. Związany obecnie z projektem Ztvörki El Dupa Kolektyw.
Wykształcenie
Maksymalne
Ulubione zespoły i wykonawcy
Elakelaiset, Melvins, Starzy Singers, Tool, Helmet, Zacier, LXMP
Ulubione filmy
Pluton, Wyspa Tajemnic, Święty Graal, Miś, Rejs
Hobby (poza muzyką)
Koszykówka, film, kaskaderka, idiotyzm