Jeśli chcesz – zrobisz muzykę nawet na drucie. Rozmowa z Chwytakiem.
Dlaczego ukrywa się pod kartonem? O początkach twórczości, internetowych hitach i przepisie na sukces dla Video Brothers Music z Chwytakiem rozmawia Jacek Stasiak (Music Insider).
Czy jesteś najbardziej tajemniczym twórcą w polskim internecie?
Na pewno jestem jedną z tego typu postaci. Nie musimy daleko szukać – np. Cyber Marian. Jeśli ktoś naprawdę chciałby się dowiedzieć, kim jestem, to znajdzie taką informację i zobaczy jak wyglądam. Nagrywałem filmy, zanim zaczął się „Chwytak”. Wyglądam tam inaczej, bo niektóre z nich mają już ponad dwanaście lat.
Dlaczego nigdy nie zdecydowałeś się na ujawnienie swojego wizerunku?
Gdy zaczynałem swoją działalność pod szyldem Chwytak – grałem w klubach jako DJ. To był mój zawód i główne zajęcie muzyczne. Nie chciałem łączyć tych dwóch rzeczy ze sobą. Postanowiłem to oddzielić grubą kreską. Jak spojrzysz na pierwsze teledyski, to nie było tam widać twarzy lub była ona pokazana do połowy. Następnie pojawił się utwór LMFAO – “Sexy and I Know It” gdzie zobaczyłem gościa z kartonem na głowie – spodobał mi się ten pomysł. Karton jest bardzo uniwersalny – mogę zrobić motyw dyskotekowy, dorobić cekiny czy cokolwiek innego. Ogranicza mnie tylko wyobraźnia. Tutaj muszę podziękować firmie Karton Pack, która je dla mnie robi. Motyw nakrycia głowy – w mojej opinii – jest nadal zabawny. Wszystkie postacie, które są przy mnie, czyli DJ Wiktor, Zuza, Heniek, Pielęgniarka czy Posępny Żniwiarz – są prawdziwe. To przedstawienie w sposób komiksowy i przerysowany. Lubię kolorowy klimat i niech tak zostanie.
Zdefiniuj siebie w kilku słowach.
Parodysta z kartonem na głowie.
A może stand-uper, kabareciarz, piosenkarz?
Próbowałem tego pierwszego podczas roastu Sosnowca. To był mój jedyny i ostatni raz. Jedna z najgorszych rzeczy, jaką w życiu zrobiłem. Do tego się kompletnie nie nadaję. Niestety, uświadomiłem to sobie dopiero na kilka minut przed rozpoczęciem imprezy, gdy na zapleczu siedziałem z zawodowcami w swojej dziedzinie i widziałem, jak oni się przygotowują do występu. Zacząłem wtedy żałować, że nie skorzystałem z propozycji, że ktoś dla mnie napisze cały występ. Tutaj małe wtrącenie – osoby, które na co dzień nie występują, otrzymują taką ofertę, by się nie skompromitować. Niestety ja uparłem się, że sam wszystko napiszę. Efekt był taki, że ludzie śmiali się z grzeczności. Podobny przykład nietrafionych zajęć to bycie konferansjerem na gali Fame MMA.
Co robiłeś przed karierą na YouTube?
Bardzo długo pracowałem jako magazynier w dwóch firmach. Wcześniej jeszcze w zakładzie „Olza”, który produkuje m.in. słodycze. Dzięki tej pracy poznałem wszystkie elementy produkcji. Muzycznie już jako dzieciak zacząłem tworzyć. Miałem swój pierwszy zespół „KDF”. Zacząłem nagrywać w 1994 roku, gdy poszedłem na studium muzyczne. Wtedy dostałem od ojca Keyboard Yamaha PSR 400, to mi umożliwiło zbudowanie podkładów od zera. Potem doszedł kolejny sprzęt, m.in. Amiga. Przyszedł czas na projekt klubowy, który tworzyłem z DJ–em Directem i DJ–em Absurdem. Następnie muzyka house z Martinem the Saint. Myślę, że nie ma w tym wszystkim przypadku.
Jaką wyglądał pierwszy zespół?
Byliśmy kumplami z podwórka oraz szkoły – do dzisiaj mamy kontakt. Jeden z nich gra w moich teledyskach rolę Posępnego Żniwiarza. W muzyce było słychać trochę hip-hopu, popu, disco, house, techno czyli wszystko. Jeśli coś nam przyszło do głowy, to wtedy to robiliśmy.
Szykuje się reaktywacja po latach?
Za każdym razem, gdy się spotkamy, to o tym gadamy. Niestety kończy się na tak, że każdy rozjeżdża się w swoją stronę i nie widzimy się jakiś czas. Może w końcu to zrobimy, nie mówimy nie.
Chcąc tworzyć muzykę w domu – w jaki sprzęt trzeba się zaopatrzyć?
Wystarczy laptop lub komputer stacjonarny, koniecznie zewnętrzna karta muzyczna oraz mikrofon, który jest podpięty do karty muzycznej, a nie port USB. Do tego odsłuchy, które wcale nie muszą być z najwyższej półki cenowej. Na końcu oprogramowanie, np. Studio One, na którym ja tworzę. Jeśli masz już masz komputer, to pozostałe elementy skompletujesz za 2500 złotych. Ostatecznie chodzi o pomysły, wyczucie i talent. Kiedyś nie mieliśmy dostępu do sprzętu, a musieliśmy jakoś wzmocnić sygnał z mikrofonu. Wtedy z Posępnym Żniwiarzem poszliśmy po pomysł do głowy. Stwierdziliśmy, że przecież głowica w magnetofonie musi mieć duży sygnał wzmacniający, więc musi też tam być wzmacniacz. Zatem, jeśli odłączymy jeden kabel i wlutujemy tam kabel od mikrofonu, to będzie nas lepiej słychać. Jeśli ktoś chce i ma parcie, by to robić, to nawet na drucie stworzy muzykę.
Co zrobić, by utwór stał się popularny?
W tym momencie zaczynają się schody, bo potrzebujemy – przede wszystkim – dużo szczęścia. Można promować swoją twórczość w internecie, ale na to potrzebujemy pieniędzy. Nie każdy ma to szczęście, że posiada wolne środki. Na YouTube wszedłem w 2010 roku, było tam dużo mniej podmiotów, nie było takiego natłoku, więc łatwiej było gdzieś się załapać czy przykuć uwagę jednym prostym filmikiem. Zero w tym filozofii, po prostu chodzę i łapię “chwytakiem” różne rzeczy. Wrzuciłem to na kanał – oczekiwania zerowe, wyświetlenia na poziomie kilkuset. Po kilku dniach kumpel do mnie dzwoni i mówi, że ktoś to udostępnił dalej – nagle było pięćdziesiąt tysięcy wyświetleń. Na tamten czas, to była sporo! Poczułem moc i się zaczęło. Cieszyłem się z tego, że w końcu mam miejsce, gdzie mogę wrzucać swoje durne pomysły. W działalności klubowej robiłem wszystko na poważnie, a tu nagle taki oddech. Jeśli teraz miałbym młodym ludziom podpowiadać, jak mają zacząć – wskazałbym remixy. Wszystkich znanych utworów z różnych nurtów. Jest wtedy większa szansa, że zostanie to zauważone, niż autorskie rzeczy promowane od zera. Swoje autorskie rzeczy z DJ-em Wiktorem zaczęliśmy dopiero rok po pierwszej współpracy i było to „Let’s Go To The Party”. Ten utwór w porównaniu z parodiami był odebrany bardzo średnio. Pomyśleliśmy, że to jeszcze nie czas. Musieliśmy też latami ludzi przyzwyczajać do tego, że zaczniemy wydawać swoje autorskie rzeczy, bo taki był nasz cel. Oprócz YouTube mamy do dyspozycji również platformy streamingowe, w których możemy umieszczać swoje utwory, a jeśli ktoś potrzebuje wsparcia, to są wydawcy, tacy jak Video Brothers, którzy pomogą.
Czy piractwo w internecie jest nadal problemem?
W przypadku mojego kanału działa system Content ID. Z autorskimi produkcjami nie ma żadnego problemu, bo jeśli ktoś pobierze mój utwór i wgra na swój kanał, to przyjdą odpowiednie powiadomienia o naruszeniu praw autorskich. Jeśli chodzi o parodie, to tutaj jest trudniej, ponieważ w większości przypadków na nich nie zarabiam. Content ID wyłapuje, kto jest autorem danej kompozycji i zysk z utworu wędruje do tych osób. Nawet jeśli zrobię tak, jak w naszym przypadku – cały utwór od podstaw, a zainspiruje się czyjąś kompozycją, to nadal nie mam do niej praw. Widzę, że w tej kwestii następują regulacje (dzielenie zarabiania na YouTube), więc to cieszy, że każda ze stron coś otrzyma.
Parodia czy własny utwór – co jest większym wyzwaniem?
Zależy od tego, co ci wpadnie do głowy. Najlepszym przykładem będzie tutaj Skolim. Wydał „Wyglądasz Idealnie”, gdzie w tekście jest „zatańczysz dla mnie”. Miałem w głowie, że coś słyszałem, że wszystko fajnie, ale jeszcze nie wiedziałem co. I nagle nie usłyszałem „napierd*** się w wannie”. Jak ta jedna iskra wpadnie do głowy, to szkic tekstu jestem w stanie napisać w dziesięć minut. Oczywiście później wspólnie nad nim pracujemy, ale bazę już mamy. Wtedy proces twórczy jest ułatwiony. Przy autorskich produkcjach też wszystko zaczyna się od tej “iskry”. W moim przypadku nie działa to tak, że siadam i myślę o stworzeniu utworu. Nic wtedy nie wymyślę. Zuza rzuci pomysł, zaśpiewa kawałek zwrotki i już słyszę cały aranż. Nie ma reguły i porównania. Dlatego nie mogę powiedzieć, co łatwiej lub trudniej zrobić. Finalnie spędzasz nad tym podobny czas.
Czas reakcji w przypadku parodii nowego hitu jest kluczowy?
Skolima zrobiliśmy dwa miesiące po premierze i zazwyczaj tak jest. Często jest tak, że po kilku przesłuchaniach piosenki dopiero coś usłyszę. Gdy pracowałem na magazynie, podczas mojej ośmiogodzinnej zmiany co chwilę w radiu leciał utwór „Dernière Danse” od Indilii. Jeżdżąc wózkiem widłowym ciągle słyszałem w głowie „żule mi”. Wtedy wpadła mi do głowy cała historia, by wyolbrzymić coś banalnego do granic absurdu. Historia została później rozbudowana aż do czterech teledysków. Cały utwór napisałem podczas przerwy w pracy, a proces realizacji poszedł szybko. Pamiętam, jak przyszedłem z tym do Wiktora, by to nagrać. Stwierdził, że to do niczego się nie nadaje i mamy odpuścić temat. Tego samego dnia mieliśmy nagrać dwa inne utwory, które ostatecznie nie zostały opublikowane. Indilę zostawiliśmy na sam koniec, potraktowaliśmy ją po macoszemu, nagraliśmy ją tylko raz. Tak przez przypadek nagraliśmy hit.
Twój żart w piosenkach bywa rubaszny. Czy masz w sobie autocenzurę?
Gdy przyjeżdżam do Leona, do studia w Rybniku, to on jest moim pierwszym recenzentem i sprowadza mnie na ziemię. Nie każdy żart może być tak samo zrozumiany przez różne osoby. Jeszcze parę lat temu piosenki były bardziej hardcorowe. Teraz YouTube nie lubi brzydkich słów na swojej platformie i każdy uważa, by nie przegiąć. Żart opowiedziany w towarzystwie nie może śmieszyć wszystkich osób. Kiedyś Anton z Letniego doradził mi, aby nie powielać żartów, które są bardzo związane z teledyskiem. Wtedy piosenka bez obrazu nie będzie miała sensu dla słuchacza.
Zajmujesz się muzyką zawodowo?
W 2015 roku zrezygnowałem z pracy na etacie. Odważyłem się na ten krok po podpisaniu współpracy z Hoop Colą, bo poczułem, że mam poduszkę finansową i mogę się poświęcić muzyce. Drugą kwestią, która mnie przekonała, była możliwość powrotu do firmy, gdyby mój plan nie wypalił i zostałbym z niczym. Wyszedłem ze swojej strefy komfortu. Chodząc do pracy na etacie masz pewność, że na koniec miesiąca dostaniesz stałą pensję. W życiu artystycznym jest tak, jak w przypadku prowadzenia firmy. Masz więcej koncertów – zarobisz więcej, nie wydasz nowego utworu – zarobisz mniej. Pracujesz sam na siebie i nagle się okazuje, że pracujesz więcej.
Sprzedaż gadżetów jest dochodowa?
Sklep założyliśmy tylko i wyłącznie z tego powodu, że wszyscy dookoła coś takiego mieli i sprzedawali tam swoje koszulki. Na merchu nigdy nie zrobiliśmy dużych pieniędzy, z drugiej strony – nigdy nie inwestowaliśmy dużo w jego rozwój i nie poświęcaliśmy mu dużo czasu. W naszym przypadku to są małe pieniądze – liczone w setkach a nie w tysiącach złotych miesięcznie. Tylko raz w naszym sklepie zdarzył się duży skok sprzedażowy, kiedy wypuściliśmy koszulkę #jebiemnieto wymyśloną przez Zuzę.
Dziękuję Ci za rozmowę.
Dzięki również!
CHWYTAK
(ur. 15.11.1978 r. w Cieszynie)
DJ, producent, autor tekstów, wokalista i instrumentalista. Autor hitów polskiego YouTube.
Wykształcenie
Średnie – zawodowe: Elektromechanik urządzeń przemysłowych.
Ulubione zespoły
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Ulubione filmy
Podobnie jak wyżej, ale trochę łatwiej – Star Wars, Matrix, Cube.
Hobby
Nie mam, bo wszystkie które miałem zamieniłem w pracę.