
Proceente: wywodzę się z czasów melanżu! Wywiad z Michałem Kosiorowskim
Proceente, czyli uniwersalny żołnierz, który oddycha hip-hopem i wciąż trzyma formę. Szef Aloha Entertainment, człowiek orkiestra. Dla Video Brothers Music z Michałem „Proceente” Kosiorowskim rozmawiał Jacek Stasiak (Music Insider).
Zacznijmy od tradycyjnego pytania. Kiedy zrodziła się twoja pasja do hip-hopu?
Z mojego zamiłowania do wierszoklectwa i różnych aktywności rymotwórczych. Pamiętam, że jako dziecko, kiedyś na Kaszubach, bawiąc się w chowanego z kolegą, doznałem kontuzji. Kolega chował się w garażu i w momencie ucieczki tak niefortunnie otworzył drzwi, że zerwały paznokieć z mojego dużego palca. Wtedy właśnie zacząłem krzyczeć: „Olaboga, boli mnie noga”, więc to był taki mój pierwszy freestyle.
A twoje kolejne przygody?
Jestem z rocznika 81 i nie mogę powiedzieć, że od małego dziecka słuchałem hip-hopu, bo świadomie zaczęło się to w pierwszej połowie lat 90. Wtedy poznałem Rage Against the Machine i to był taki przełomowy moment. Trochę później, w liceum, wraz z kolegą pisaliśmy różne wierszyki, takie szkalujące nauczycieli i nielubianych przez nas uczniów. Właśnie w czasach licealnych na obozie rekreacyjno-sportowym w Czechach poznałem prawdziwych raperów, hip-hopowców i zatraciłem się całkowicie w tym nurcie.
To jaki był pierwszy koncert, na który świadomie poszedłeś?
Rage Against the Machine w Torwarze! Punkt zwrotny w moim życiu oraz wielka inspiracja. Była to siódma klasa podstawówki, rok 94. Ta płyta, ta muzyka. Niesamowita forma i koncert, na którym muzycy zagrali tak, jakbym słuchał płyty w genialnym studio.
Jak wspominasz swój debiut sceniczny?
Trudno powiedzieć, czy to był koncert i czy był on pierwszy. Jeden z pierwszych zagrałem chyba w Centrum Sztuki Współczesnej, ale pewnego razu trafiłem na taki profil na Facebooku „Stare zdjęcia polskich raperów” i tam właśnie pojawił się post i zdjęcie z koncertu w klubie Kopalnia. A był to koncert promujący pierwszy nielegal Flexxip. Na tej imprezie grałem generalnie support i materiał z płyty „ZetDoEr”, która ukazała się w 2001 r.
Myślisz, że wykorzystałeś wszystkie szanse?
W życiu jest milion straconych szans, nieważne jaką dziedzinę się reprezentuje. Nie staram się jednak myśleć w ten sposób. Po pierwsze, ja jeszcze nie zakończyłem swojej przygody, a planuję kolejne. Po drugie, wystarczy posłuchać mojej twórczości, żeby wychwycić także to, że wywodzę się z czasów melanżu. Mam za sobą burzliwe lata młodości i buntu. Tutaj historia Szybkiego Szmalu na pewno jest takim punktem odniesienia do moich słów. Ten melanż w pewnym momencie przypłaciłem utratą zdrowia. W okolicach trzydziestki bardzo mi się ono popsuło. Tak jak samochód, który po prostu się eksploatuje, a się go na bieżąco nie serwisuje, rzadko wymienia olej. Także musiałem się odrodzić, jak feniks popiołów. Moja maksyma to żyć teraźniejszością, nie martwić się tym, co się stało, ani specjalnie nie marzyć o tym, co może się zdarzyć. Robić wszystko, by każdy dzień był naszym krokiem milowym naprzód, żeby ta nasza przygoda była coraz ciekawsza, spędzać czas z fantastycznymi ludźmi, dbać o miłość i nie dać się zatracić w negatywnych sytuacjach.
Musiałeś w pewnym momencie przejść na „zawodowstwo”. Piwo i joint po koncercie są już niedozwolone?
Najmniejszy problem jest wtedy, jeśli to piwo i joint są po koncercie. Brak profesjonalizmu przejawia się na wielu płaszczyznach i może doprowadzić do katastrofy. Nie ukrywam, że w młodości po pijanemu zdarzyło mi się zagrać koncert, nie dbałem o siebie, nie uprawiałem sportów, nie ćwiczyłem przepony, na co dzień odpowiednio nie dbałem o dietę, piłem mało wody i jadłem fast foody. Tutaj mogę powiedzieć o milionie spraw, dodając tę całą otoczkę marketingowo-wizerunkową. Młodzi ludzie mają to do siebie, że nie przejmują się wszystkimi kwestiami, którymi powinni się przejmować i nie dbają o wszystkie aspekty. Gdy człowiek się ożeni, potem rodzi mu się dziecko, to nagle zmienia priorytety. Stara się, żeby wszyscy zainteresowani byli szczęśliwi. Po prostu musi się ogarnąć, dać z siebie dużo więcej niż wcześniej. Dawać siebie, swój cały czas i mieć przede wszystkim energię. Jak nie masz energii, to trudno ją przekazać innym. Zresztą właśnie to zrozumiałem przez ostatnie lata, że jeśli się nauczysz dawać dobrą energię rodzinie, to zwiększasz swoją skuteczność. Efektywniej wykonujesz swoje obowiązki, te sceniczne, zawodowe, jak i prywatne.
Od artystów wymagamy jeszcze więcej. Muszą nie tylko stworzyć dobry utwór, ale powinni znać się również na marketingu, biznesie, dobrze wyglądać i mieć drogi teledysk.
Można by sobie zadać takie pytanie: Czy starszym raperom, rozpoczynającym dziś karierę, byłoby trudniej i czy potrafiliby zaistnieć? Sytuacja jest prosta. Jeśli chcesz zarabiać pieniądze i żyć ze swojej pasji, to nie możesz być w peletonie, nie możesz być średnią krajową. Musisz być na topie cały czas, naprawdę. Rozmawiałem z Hirkiem Wroną, który jest starszy ode mnie o dwadzieścia lat i on nadal pozostał młody duchem, stara się cały czas uczyć, śledzić to, co się dzieje i wyciągać wnioski. Powiedział mi, że w wieku 50 lat miał iluminację, że on musi cały czas iść do góry, uczyć się, rozwijać, by nie zostać w peletonie. Rozmawiam często z młodymi raperami, hip-hopowcami, to oni mówią, że te stare płyty, którymi my się jaramy, mamy do nich sentyment, oni odrzucają. Razi ich to, że na wielu poziomach muzyka nie była tak profesjonalnie tworzona, jak obecnie się to dzieje. Mam tę przyjemność, że razem z polskim hip-hopem starzeję się, rosnę z nim, rozwijam się, dojrzewam. Ważny jest progres na różnych płaszczyznach, hip-hop to jest nowa forma lirycznego wyrażania siebie, która jest przyswajana przez wszystkich. Jest to bardzo szerokie spektrum.
W rapie nadal można zarobić najwięcej?
Trudno jednoznacznie ocenić tę sytuację. Z jednej strony należy spojrzeć na OLiS, raporty sprzedażowe, a z drugiej, jacy ludzie są najbardziej pożądanymi partnerami dużych firm w kwestii współpracy. Hip-hop jest jak kameleon. Jest jak nasza partia rządząca. To jest taka maszyna społeczna, która może dowolnie się transformować i dostosowywać do danych potrzeb. Słuchasz disco polo? Proszę, mamy dla ciebie hip-hop. Słuchasz muzyki hardrockowej? Proszę, mamy dla ciebie hip-hop. Jesteś ulicznikiem? Masz tu swój hip-hop. Chcesz ambitnej wysublimowanej treści? Proszę, oto nowa płyta Łony. Najgorsze dla samych hip-hopowców jest to, że tak wiele osób po prostu kocha hip-hop i do niego wszystko się przykleja. I to jest właśnie powód, dla którego hip-hop na wszystkich płaszczyznach wygrywa z innymi nurtami.
Mówi się, że fani rapu są w stanie zrobić wszystko dla swoich ulubieńców. To znaczy, że Ci odbiorcy to łatwy target, by zarabiać pieniądze?
Raporty sprzedażowe to jest jakiś odłamek w naszej kulturze. Hip-hop polega na czymś zupełnie innym niż na kupowaniu płyt. Przecież wszyscy znają wers „jak masz ukraść z internetu, lepiej zajeb to ze sklepu”. Jakbyśmy rozpatrywali to logistycznie, to takie działanie nie ma sensu. Ale całość oddaje stan ducha hip-hopowca.
Młody raper chce wejść do gry. Na co musi zwrócić uwagę?
Musi znaleźć złoty środek pomiędzy własną ekspresją i oryginalnością, a kulturą całego nurtu. Po prostu działać. Nie zamykać się i nie ograniczać do jednej płaszczyzny. Sam jestem twórcą, dziennikarzem, szyję ciuchy, prowadzę imprezy okolicznościowe, prowadzę wytwórnię, po prostu działam. A przede wszystkim warto współpracować z ludźmi. To jest bardzo ważne i też stanowi o tym, jak ewoluował hip-hop. Powstały wielkie drużyny, korporacje, wytwórnie, rynek wchłonął ludzi z innych branż, specjalistów od spraw marketingu, sprzedaży, komunikacji. Większość z nich pewnie zostanie przy tym hip-hopie. I gdy właśnie podejmujesz taką współpracę, jesteś w stanie wejść do środka na długo i działać długofalowo. Musisz wiedzieć, co masz do zrobienia teraz i tu. Pamiętam, jak patrzyliśmy zawsze na okładki amerykańskich płyt, a tam przy każdym kawałku cała litania nazwisk współtwórców. Tak to właśnie działa. Jeden podpowie, drugi pomoże napisać tekst, współpracujecie, po prostu robicie swoje. Notorious B.I.G., który jest dla mnie raperem wszechczasów, właśnie w taki sposób działał. Wystarczy spojrzeć na jakikolwiek dokument, materiał ze studia, ile tam osób pracuje na sukces.
W ramach wymiany doświadczeń podjąłeś współpracę z Video Brothers Music.
Taka współpraca powinna już być standardem dla każdego. Każda wytwórnia, taka jak Aloha Entertainment, musi mieć – po pierwsze – swój kanał YouTube, a po drugie musi dystrybuować muzykę w formie cyfrowej. By to zrobić, trzeba mieć dobrego partnera od YouTube, opiekuna kanału YouTube, takim jest właśnie Video Brothers Music. W tej sieci mam dwa swoje profile, czyli Aloha oraz Chmielotok. Na jednym znajdziecie mnóstwo teledysków i dobrej muzyki, na drugim rozmowy z Proceentem. Właśnie szykujemy tam kolejny sezon podcastu. Mamy całkiem spory katalog cyfrowy, mówimy tutaj o około 500 utworach. Już od wielu lat dystrybuuje swoje utwory cyfrowo i prowadzę kanał na YouTube, ale przyszedł czas i postanowiłem po prostu w tym roku, w ramach rozwijania swojej działalności, zmienić opiekuna. Po konsultacji z moim ziomkiem WuWunio, wybrałem firmę Video Brothers Music. Chłopaki generalnie zachęcali mnie od wielu lat. W historii naszej korespondencji mailowej trafiłem na datę sprzed 2017 roku! Także nie była to szybka decyzja, ale dzięki temu przemyślana i prawidłowa.
Założenie Aloha Entertainment było działaniem biznesowym?
Prowadząc od ponad 15 lat działalność gospodarczą, raczej nie mogę liczyć na wysoką emeryturę z zakładu ubezpieczeń społecznych. Najważniejszym aspektem tego rozwiązania jest to, że swoją własność intelektualną trzymam w garści i nikt nie ma do tego dostępu. Mocno wierzę w to, że najlepsze jeszcze przede mną. Kiedyś ktoś mi wyczytał w horoskopie, że będę bogaty od połowy swojego życia. Dlatego nie śpieszę się jeszcze specjalnie z tym bogactwem. Myślę, że koło pięćdziesiątki chciałbym osiągnąć bogactwo, takie prawdziwe, że będę mógł sobie kupować samochody, nieruchomości, urzędników, polityków.
Wspierasz nie tylko swoich podopiecznych, ale jesteś również nauczycielem dla aktorów.
Jestem uniwersalnym żołnierzem, czyli potrafię zrobić bardzo wiele rzeczy. Odnajduję się w różnych niesamowitych zawodach, łączących po prostu umiejętności miękkie. No i oczywiście mam na swoim koncie przeróżne przygody zawodowe. Podczas jednej z nich uczyłem Antoniego Pawlickiego rapowania do filmu „Jeszcze nie wieczór” w reżyserii Jacka Bławuta. To była jedna z najwspanialszych przygód takich artystycznych, dookoła hip-hopowych, w moim życiu.
Współpraca z Legią Kosz to również przygoda?
Jestem tam tylko szarą eminencją, działam na pograniczu muzyki i sportu, a w zasadzie działam w dziale rozrywki. W Legii Kosz jest całe moje życie, to połączenie pasji z pracą. Zawsze interesowałem się sportem i zawsze interesowałem się hip-hopem. W koszykówce znajdziemy złoty środek między rapem a sportem. Na meczach jest wspaniała atmosfera! Można wygrać dobre pieniądze, trafiając rzut z połowy boiska. Legia organizuje różne konkursy, są pokazy cheerleaderek, dzieje się. Jest super muzyka i całe rodziny na trybunach, więc widzimy się na meczu!
Dzięki za rozmowę!
MICHAŁ KOSIOROWSKI
(ur. 16.05.1981 w Warszawie)
Założyciel wytwórni Aloha Entertainment i warszawski raper. Człowiek orkiestra.
Wykształcenie
Wyższe
Ulubione zespoły/raperzy
Redman, Ghostface Killah, BCC
Ulubione filmy
Wielki Błękit
Hobby (poza muzyką)
Literatura, sport i filmy dokumentalne